Walczyli jak lwy, wbijali jak szaleni, pudłowali jeszcze efektowniej i każdy ułamek przewagi na snookerowym suknie wydzierali przeciwnikom z gardła. Z obłędem w oczach wyczekiwali kolejnych prostych czerwonych rozpoczynających breaki i z chytrym uśmiechem bazyliszka ustawiać próbowali coraz to podlejsze snookery. Sympatyczni ludzie ci snookerzyści, prawda?
Rywalizacja w Łódzkiej Lidze Snookera w sezonie 2023/2024 toczyła się na przysłowiowe żyletki (szczęśliwie, tylko na przysłowiowe). Dość powiedzieć, że różnica pomiędzy drugim, a ósmym miejscem wyniosła raptem… 6 punktów. Co więcej, nieco większa przewaga, którą wypracował sobie zwycięzca Ligi Jędrzej Janicki nad resztą stawki, była wynikiem nie tyle różnicy poziomów w grze, co raczej umiejętnością Jędrka wygrywaniem meczów, w których, mówiąc kolokwialnie, gra po prostu nie żre, a kartoflane uderzenia sypią się niczym ulęgałki jesienią. W tych skrajnie wyrównanych warunkach obok Jędrka najlepiej poradzili sobie Kuba Makowski oraz Leszek Pietrusiak. Kuba, niczym tajemniczy szpieg z Krainy Deszczowców, grał cały sezon bardzo spokojnie, niejako unikając błysku fleszów i blichtru kamer. Jego zrelaksowane techniki i luz w graniu pozwoliły mu jednak na osiągnięcie tego świetnego wyniku. Trzecie miejsce zajął Leszek, który zanotował właśnie chyba swój sezon życia. Wszak oprócz brązowego medalu ligowego zgarnął on również statuetkę za najwyższego breaka Ligi i bardzo porządnie zaprezentował się w zawodach ogólnopolskich (ćwierćfinał Mistrzostw Polski 50+). Być może znacie go jako króla polowania, jeżeli chodzi o grę taktyczną, jednak udowodnił, że jest zawodnikiem co się zowie „zarówno w defensywnie, jak i ofensywie” (jednocześnie cytując Adama Nawałkę i pozdrawiając kadrę naszych Orłów tuż przed startem piłkarskiego Euro). Wszak Leszek jest również spektakularnym „wbijaczem”, a jego rewelacyjna skuteczność w grze z przyrządu wciąż przyprawia mnie o zdumienie.
Tuż, dosłownie tuż tuż, za podium uplasowała się jakże liczna i zacna grupa pościgowa. Wśród niej prym wiedli Arcymistrz Stołu Numer 24 Mukesh Aswani, potrafiący grać ultraspektakularnego snookera Jacek Czarciński, mój prywatny faworyt do triumfu w przyszłym sezonie Igor Stefański, wysublimowany we wbiciach na środkowe kieszenie Piotr Seta, czy rozkoszujący się urokami emerytury dobry duch Ligi, czyli Marek Chrześcijanek.
Cykl Turniejów o Puchar Łodzi 2023/2024 rzecz jasna rządził się swoimi zgoła odmiennymi prawami – jak te prawa jednak wyglądały, nikt do końca nie wie. Tytuł obronił Jędrek Janicki, który bez ogródek przyznaje, że to właśnie ten cykl turniejów jest jego ulubionym formatem snookerowych rozgrywek. Drugą pozycję w klasyfikacji generalnej zajął Jacek Czarciński, który przy okazji jednego z meczów turniejowych wbił breaka wysokości 36 punktów, którego karkołomność, efektowność i skrajna brawura po prostu na trwale wryła się w moją pamięć. Podium dopełnił Mukesh Aswani, czyli człowiek, który zasłużył na snookerowy sukces jak mało kto. To On jest w Klubie najczęściej, to On zdecydowanie najlepiej gotuje, to On jest zawsze najwierniejszym kibicem i to On dba o dobre samopoczucie wszystkich zawodników.
Wszystkie te sportowe rezultaty, „suche” fakty i statystyki nie mają jednak absolutnie żadnego znaczenia. Naprawdę ważne jest to, że wokół trzech zielonych lotnisk mieszczących się przy ulicy Narutowicza 7/9 narodziła się pewna historia. Stworzyły ją nawet nie tyle same mecze, dramatyczne końcówki, zwycięstwa i porażki, co raczej ludzkie emocje i przeżycia niekoniecznie związane z samym snookerem. To wbijanie kulek stało się tak naprawdę początkiem prawdziwych międzyludzkich relacji, być może nawet przyjaźni, a na pewno trwałej sportowej wspólnoty. I tak naprawdę tylko ze względu na wszystkich fantastycznych ludzi, których poznałem dzięki Lidze gram w snookera. Snookera, którego czasami mam szczerze dość, lecz nigdy nie mam dość wyjątkowej atmosfery tego miejsca.