Wyczekiwana meta zarysowywała się coraz wyraźniej, jedni pielęgnowali uzyskaną już przewagę punktową, a inni w popłochu liczyli ile to punktów zdobyć muszą żeby dostać się na upragnione miejsce w klasyfikacji końcowej Pucharu Łodzi. Krótko mówiąc, wszyscy zachowywali się jak kibicie polskiej reprezentacji piłkarskiej i liczyli najkorzystniejsze dla siebie warianty. W takiej to atmosferze wyrafinowanych matematycznych obliczeń zastał nas 22.03, w którym odbył się IV Turniej z cyklu zawodów o Puchar Łodzi 2024/2025.
Już faza grupowa przysporzyła nie lada emocji! W klasyku tego poziomu rozgrywek Michał Kupisz po raz drugi z rzędu (!) pokonał na etapie grup murowanego kandydata do zwycięstwa Kamila Ziębę. Ten drugi jednak porażkę przyjął ze stoickim spokojem (a biorąc pod uwagę jak wpadła finałowa czarna, niejeden z co bardziej porywczych roztrzaskałby swój kij w drobny mak) i, podobnie jak Michał, zameldował się w ćwierćfinałach. Rywalizacja zapowiadała się również ciekawie w grupie D, w której kije mierzyli ze sobą trzej zgrani towarzysze snookerwej niedoli – Marek Chrześcijanek, Leszek Pietrusiak i Jędrek Janicki. Tym razem, szczęście uśmiechnęło się do Leszka i Jędrka i to oni zagrali w playoffach. Grupa A zakończyła się dogrywką na niebieskiej bili, któa jak zwykle przyciągnęła rzesze fanów, wydobywających z siebie gromkie „oh”, tudzież „ah” przy każdej spudłowanej, lecz także trafionej bili. Jedną z zagadek, których nie potrafię rozstrzygnąć jest kwestia tego, cze zawodników wcielających się w rolę kibiców bardziej cieszy efektowne wbicie kolegów po fachu, czy raczej bawi spektakularne pudło. Mam w tej kwestii swoje podejrzenie, lecz zachowam je dla siebie… Tak czy inaczej, w tej wojnie nerwów zwycięzcami okazali się być Kuba Makowski oraz Shailendra Lohani, którzy wyelimowali znakomicie spisującego się Marcina Matysiaka. Grono ćwierćfinalistów uzupełnił zawsze groźny Jacek Czarciński oraz błyskawicznie składający się do uderzenia Arek Janiak.
Już pierwszy zakończony ćwierćfinał przyniósł małą niespodziankę. Bardzo pewnie grający zarówno na wbiciach, jak i odstawnych Shailendra spokojnie ograł rozedrganego nieco Jędrka, który nie potrafił złapać swojego rytmu gry. Również drugi ćwierćfinał, czyli spotkanie Michała z Jackiem, obfitujące w zwroty akcji niczym z legendarnego półfinału mistrzostw świata 2020 Wilson – McGill, przyniósł drobną niespodziankę. Będący ostatnio w przysłowiowym „gazie” Michał uległ w deciderze Jackowi, który po raz kolejny pokazał, że w najbardziej stresujących sytuacjach jest w stanie wydobyć ze swojej gry coś ekstra. Kamil za to, zgodnie z przewidywaniami, ekspresowo rozprawił się z Arkiem, natomiast średnią długość meczu wyśrubowali Leszek z Kubą. Po klasycznym meczu walki, który zaczątek dał rozkwitowi branży hazardowej sięgającej swoimi kosmatymi łapskami po coraz to kolejnych kibiców, końcowe zwycięstwo na swoje konto mógł zapisać Leszek. Swoją drogą, czy tylko mi przypomina on swoim stylem gry Johna Higginsa??
A w półfinałowym meczu rozpędzający się niczym dobrze przygotowany do jazdy potężny silnik diesla Kamil dość gładko pokonał Leszka. Drugi półfinał dostarczył za to nieco więcej emocji, a zaskakujący raz po raz kibiców i, co wyraźnie podkreślał, samego siebie Jacek w deciderze wyeliminował rewelację turnieju, czyli Shailendrę, któremu szczerze gratulujemy pierwszego półfinału w karierze!
Finałowy mecz pomiędzy Kamilem i Jackiem to kolejny pokaz świetnej gry tego pierwszego. Jacek dwoił się i troił, grał naprawdę dobrze, lecz Kamil swoją „swobodną precyzją” domknął mecz w dwóch stosunkowo szybkich partiach. Z Jackiem jest trochę jak z Markiem Williamsem – nawet jak nie należy do głównych faworytów turnieju, to absolutnie nikt nie powinien być zaskoczony jego ewentualnym sukcesem. Kamil za to raz po raz wskakuje na poziom nieosiągalny dla zwyczajnego snookerowego śmiertelnika. Cóż, nie ma chyba innego wyjścia, w ostatnim turnieju o Puchar Łodzi 2024/2025 żeby zdetronizować tego przesympatycznego gracza odpalić trzeba fajerwerki i wskoczyć na poziom co najmniej boski. Gwarantuję Wam, że każdy zawodnik ochoczo tego wyzwania się podejmie! Niemniej jednak, od siebie dodać mogę, że obserwowanie z najbliższej odległości grającego i będącego w formie Kamila to czysta przyjemność 🙂