Legendarny Emil Karewicz wcielając się w postać w tyleż przerażającego, co intrygującego Hermanna Brunnera w moim ukochanym serialu „Stawka większa niż życie” zwykł mawiać, iż ostatniej bitwy nigdy nie przegrywa. Ta sama, być może niewysłowiona, lecz jakże żywa myśl, przyświecała wszystkim, którzy w sobotni poranek 26 kwietnia zameldowali się w klubie Frame, by z całych sił powalczyć o triumf w ostatnim turnieju z cyklu o Puchar Łodzi 2024/2025.
Już faza grupowa, prawdopodobnie najdłuższa w historii nowożytnego snookera, obfitowała w zaskakujące wyniki. Show skradł jednak zdecydowanie niejaki Pratisodh Tamang. Pojawił się znikąd, niczym Clint Eastwood w westernach Sergio Leone i zrobił porządek! Ograł faworyzowanych w starciu z nim Leszka Pietrusiaka, Jędrka Janickiego oraz Dalwadiego Maharshiego. Grał na pełnej mocy, brawurowo, za nic mając sobie taktyczne wymogi i w iście brawurowym stylu zameldował się w fazie ćwierćfinałowej, w której przyszło mu się spotkać ze starym wyjadaczem Kubą Makowskim. Ten chyba w końcu przyzwyczaił się do nowego kija i po zawiłej rozgrywce taktycznej wyeliminował rewelacyjnego Nepalczyka.
Pozostałe mecze ćwierćfinałowe to spotkania zawodników, którzy mieli sobie co nieco do udowodnienia. Kamil Zięba, główny faworyt turnieju, ograł Mukesha Aswaniego, który w niedawno wcześniej rozegranym między nimi meczu sparingowym sprawił Kamilowi niemałe problemy. Jacek Czarciński, finalista poprzedniego turnieju, przegrał z coraz groźniejszym Shailendrą Lohanim, który z każdym tygodniem, wręcz z bili na bilę, gra coraz bardziej profesjonalnie, nic nie tracąc ze swojego wrodzonego polotu w grze. Jędrek Janicki po emocjonującym meczu uporał się z Markiem Chrześcijankiem, tym samym biorąc nieco rewanżu za sromotną porażkę z tego sezonu ligowego.
Pierwszy półfinał, w którym spotkał się Shailendra oraz Jędrek okazał się być pojedynkiem co najmniej dramatycznym. Ten drugi, pieszczotliwie zwany przez swojego coacha „gidyją” (pozdrawiam Cię Maciek <3) wydobywać się musiał z naprawdę ciężkich tarapatów i wprawdzie w niezbyt przekonującym stylu, lecz jednak awansował po komplecie partii do wielkiego finału. W drugim półfinale, jak ma w swoim zwyczaju, Kamil po prostu fruwał i nawet dobrze dysponowany tego dnia Kuba nie wiele mógł na to poradzić. Doceńmy jednak jego turniejowe osiągnięcia, bo Kuba w tym formacie rozgrywek to gwarant bardzo wysokiego poziomu grania. Cóż, prawdziwy zawodnik turniejowy!
Mecz finałowy pomiędzy Kamilem i Jędrkiem zapisze się w historii snookera nie tylko swoją doniosłością sportową, lecz również tym, że Jacek i Marek po raz pierwszy wdrożyli w nim swoją autorską metodę sędziowania. Otóż, jeden wyjmował kulki z jednej strony stołu, a drugi z drugiej. Panowie, jesteście genialni!;)
W samym finale walka była jednak tylko w zaskakująco taktycznej i powolnej pierwszej partii. W drugiej Kamil, będący już w połowie fety związanej z triumfem w Pucharze Łodzi 2024/2025, zagrał już o wiele pewniej i bez trudu ograł Jędrka, dla którego ten finał był jednak i tak zdecydowanie najjaśniejszym punktem co najwyżej przeciętnego dla niego sezonu.
To, że Kamil wymiata w snookera wiedzą wszyscy, którzy choć trochę pojęcia o tym sporcie mają. Co jednak być może jeszcze ważniejsze, wymiata też jako człowiek. To wyjątkowo skromny zawodnik, który w każdej sytuacji zachowuje się w sposób pełen kultury i elegancji – informacja dla wszystkich złośliwców: NIE PISZĘ tego dlatego, ze przed finałem z Kamilem sobie pogawędziłem 🙂
I choć na szczegółowe podsumowanie całości rozgrywek o Puchar Łodzi 2024/2025 przyjdzie jeszcze czas, to jedno już teraz stwierdzić mogę z pełnym przekonaniem. Takiej bandy snookerowych wariatów i po prostu wspaniałych ludzi, to nigdzie nie znajdziecie!